Muzyka

Zapraszamy !!

Razem z Emilką zapraszamy na https://pipopowidaaniapelnewrazen.blogspot.com/

sobota, 27 stycznia 2018

VIII Miniaturka "Kocham Cię mimo wszystko"

Witamy was !!
Dziś razem z Szwagierką (Emilka) postanowiliśmy, że napiszemy dla was coś wyjątkowego. Za oknem mgliście, szaro smutno dla tego liczymy na to że nasza Miniaturka chociaż na chwilę przeniesie was do zupełnie innej krainy. Liczymy na opinie w komciach i życzymy miłego czytania  

Życie jest cholernie dziwnie masz wszystko czego tak naprawdę oczekujesz, a wystarczy chwila jeden maleńki moment i w ułamku sekundy tracisz wszystko  co tak naprawdę masz, czujesz się jak w jakimś durnym filmie gdzie scenarzysta za wszelką cenę chciał zdołować każdego z widzów. Jednak po chwili dochodzisz do siebie i rozumiesz, że to nie jest żaden film tylko życie, a może i film Twój własny w którym grasz jedną z głównych ról, a wycofanie się z niego jest niemożliwe. 
Zachód wydaję się tak piękny, stary dzień idzie spać by za chwilę obudzić się na nowo  jeszcze lepszym piękniejszy. Jest piękny, a tak naprawdę cholernie smutny, z resztą od tak dawna na świat patrze w szaro biały barwach, tak  szarych,smutnych i ponurych nie bawi mnie już nic co do tej pory, każdy dzień w pracy jest udrękom, a każdy dźwięk telefonu przyprawia mnie o zawał serca. 
Dla czego to życie jest tak niesprawiedliwe ? Niektórzy ludzie mają wszystko piękne samochody, domy pieniądze rodziny zdrowie, a inni nie mają ani pieniędzy ani domów ani zdrowia ani rodzin. Inni żyją na granicy prawa, łamiąc wszelkie dopuszczane normy, a żyją długo i nie dopada ich żadne nieszczęście, inni każdego dnia cierpią prosząc o to by ten dzień był ich ostatnim. Są jeszcze tacy, co mają plany marzenie i pragną je realizować, Ci ostatni kochają życie, chcą przeżyć je najpiękniej na świecie a nie mają na to okazji, bo Bóg odbiera im to co najcenniejsze życie, nie patrząc na to czy mają pięć dziesięć piętnaście trzydzieści osiemdziesiąt lat czy dopiero przyszli na ten świat, kochają życie pragną  żyć najpiękniej jak umieją, spełniać swoje marzenia, które płyną z głębi serca, a nie mają okazji żyć jak by pragnęli, bo zapada wyrok, często jedyny i ostateczny. 
Stałem przed ogromny budynkiem, ciągnął się i ciągnął, nie był zbyt wysoki, miał zaledwie 4 piętra,ale był duży mimo jego wesołego żółtego kolory i tak był najsmutniejszym miejscem w całym Wrocławiu, przynajmniej dla mnie. To tutaj kończyło się wiele marzeń, tutaj najwięcej rodzin wylewało hektolitry łez, tutaj marzenia i plany pryskały jak bańki mydlane, a życia rozpadały się jak domki z kart, tutaj nie jedno serce rozpadało się na maleńkie kawałki których nie da się posklejać nigdy posklejać. W tym miejscu spotkanie kogoś uśmiechniętego graniczyło  z cudem niczym znalezienie wody na pustyni.  Owszem kiedy się tu pojawiasz widzisz tą siłę walki radość, uśmiech, ale z czasem widzisz, że to tylko jakaś pieprzona gra w którą każdy gra.
W miejscu gdzie życie kończy się, dla niektórych na dłuższą chwilę, a dla innych na zawszę. Tutaj tak naprawdę szczerzę nikt nie potrafi się śmiać i cieszyć, potrzeba do tego tak cholernej siły, że mało kto taką posiada. Owszem nie spotkasz tam nikogo kto otwarcie płacze, każda wylana łza jest gdzieś ukryta gdzieś w najdalszym koncie, tak aby nikt jej nie widział, tak szczerzę otwarcie płaczesz kiedy jesteś już na skraju przepaści,  a na ten czas kiedy ktoś jest obok przebierasz maskę, silnej i odważnej osoby, chodź tak naprawdę w środku już dawno umarłeś a  jedyne co Ci zostało to wiara i nadzieja, tylko to trzyma Cię jakoś w pionie, w pionie gdzie tak naprawdę jeden maleńki podmuch i Ciebie nie ma spadasz i już nie wracasz.
Wiara nadzieje brzmi tak banalnie, tak cholernie banalnie, ale to dzięki niej jakoś funkcjonujesz, żyjesz trzymasz się jeszcze przy życiu o ile można nazwać to życiem, tylko wiara i nadzieją bo nawet nie czujesz głodu i pragnienia. A jedyne czego pragniesz to, żeby obudzić się z nią przy swoim boku, aby było tuż obok Ciebie szczęśliwa i uśmiechnięta jak wtedy. Zobaczyć te światełka w oczach, które błyszczą kiedy się śmieje, a tak bardzo kochasz jej śmiech.
Miłość bo tak nazywa się to cholerne uczucie, które teraz zabija mnie od środka, każdego dnia coraz bardziej, kiedy na nią patrzysz a ona słabnie w Twoich oczach, nie śmieje się juz tak szczerze jak kiedyś jej oczy tracą ten cudowny błysk, nie bawi ją już tak wiele rzeczy, a marzenia  tak piękne które kiedyś miała prysły jak bańka i już nie wrócą. A Ty widzisz jak każdego dnia walczy sama z sobą, żeby nie poddać się i nie upaść. A ty chociaż nie wiem jak bardzo byś chciał nie możesz zrobić nic więcej jak być obok otrzeć jej łzy i mocno przytulić, powiedzieć że jesteś obok i będziesz zawsze mimo wszystko.
 Któryś raz zastanawiasz się jak sile to uczucie kiedy każdego dnia mówisz że jesteś dla niej, jesteś obok z czasem mówisz Kocham Cię ponad wszystko, a słyszysz że Ci się tylko wydaje że to współczucie bo i tak zaraz zniknie na zawsze jak ona, ale Ty nie poddajesz się i kolejnego dnia znowu jesteś tuż obok gotowy by otrzeć jej łzy, chociaż Twoje serce tam w środku rozpada się z każdą jej łzą, to Ty  i tak każdego dnia przychodzisz w to samo miejsce tak samo pozornie szczęśliwy i jesteś obok, ocierasz jej łzy mówisz, że kochasz i zawszę będziesz. Przybrałem maskę, taką samą jak za każdym razem kiedy tu jestem, spojrzałem jeszcze raz na szyld DOLNOŚLĄSKIE CENTRUM ONKOLOGI, minęła mnie młoda kobieta płakała sztucznie się do niej uśmiechnąłem i weszłem do budynku. 
Wędrowałem korytarzem wydawał się tak złudnie radosny błękit zieleń kolory radości, które tylko sprawiały, że czujesz się jak w domu. Minęła mnie młoda dziewczyna, znałem ją doskonale miała zaledwie dwadzieścia dwa lata, całe życie przed sobą, a trafiła tu w tym samym czasie, leżały razem na sali, na początku była szczęśliwa radosna jak mało kto tutaj, nie widziałem jej łez, ale któregoś dnia zupełnym przypadkiem widziałem ją gdzieś w szarym koncie samą płakała, chciałem podejść pocieszyć ale nagle zdałem sobie sprawę, że nie wiem jak nie umiem, bo jak można pocieszyć kogoś kto ma przed sobą całe życie, a zaraz je straci. 
Wszedłem do sali leżała jak zwykle na tym samym łóżku od tak wielu dni, tak samo pozornie szczęśliwa ale jej oczy zdradzały wszystko, co siedzi w jej sercu i głowie, nawet na mnie nie spojrzała dopiero kiedy podszedłem bliżej, i pocałowałem ją w policzek spojrzała na mnie, 
- Cześć skarbie - Uśmiechnąłem się do niej, jak każdego dnia kiedy tu byłem. Właściwie to miejsce stało się moim drugim domem, tutaj byłem od rana do wieczora w domu tylko spałem, a w pracy właściwie nie raz udawałem że pracuje.
- Nie mów, tak do mnie - Odparła chłodno, chociaż w jej oczach był cholerny ból 
- Czemu ? - Usiadłem obok 
- Rozmawialiśmy już o tym, ja nie chce Twojego współczucia - Podniosła się na łóżku - Rozumiesz nie chce - Patrzyła gdzieś przed siebie
- O czym Ty mówisz jakiego współczucia -  Skierowałem jej twarz, tak aby patrzyła w moją stronę spojrzałem jej prosto w oczy 
- Dobrze wiesz, mnie zaraz nie będzie! Rozumiesz ja każdego dnia mogę umrzeć !! - Patrzyła mi w oczy - I nie chce Twojego współczucia, Twojego i nikogo innego !! - Widziałem, że to kolejny dzień z cyklu tych najgorszych, tych kiedy nie potrzebowała nikogo, właściwie potrzebowała i to najbardziej, ale odsuwała każdego kto chciał być tuż obok niej.
- Zrozum w końcu Kocham Cię! - Złapałem ją za rękę - Kocham Cię i zawsze przy Tobie będę nie obchodzi mnie nic!! Będę obok i razem z Tobą będę walczyć, aż pewnego dnia już nie długo wyjdziemy stąd razem cholernie szczęśliwi i nie wrócimy tu już nigdy ! - W jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie chce, żebyś cierpiał  kiedy mnie nie będzie - Po jej policzku spłynęła łza, jedna samotna łza, usiadłem obok niej na łóżku położyłem dłoń na jej twarzy i jednym placem otarłem tą samotną łzę. 
- Kocham Cię jak życie jak tlen, jak wszystko co w życiu najcenniejsze i nie wyobrażam sobie jego bez Ciebie i wierze w to, że kolejna wizyta w szpitalu nie będzie prędka a już jak do niego trafimy to wyjdziemy w minimum w troje Ty ja i nasze maleństwo, które stanie się całym naszym światem i będziemy cholernie szczęśliwi- Uśmiechnąłem się do niej, a ona się zaśmiała po raz pierwszy od tak dawna  - Kocham Cię - Spojrzałem w jej oczy i delikatnie musnąłem jej usta 
 *
Nie mogłem cofnąć czasu tego cholernego czasu przez, którego nic nie będzie takie same. Gdybym miał tylko tą magiczną różdżkę, której używają w bajkach pewnie powrócił bym do tej szczęśliwej przeszłości kiedy ona jest zdrowa, pełna chęci do życia... Jednak zawsze trafi się coś co to wszystko zniszczy i pryśnie niczym czar dobrej wróżki. Wiadomość o jej chorobie zawaliła wszystko co do tej pory było między nami. Przez to nasze daleko idące plany po prostu legły w gruzach, kochałem ją od dawna, ale nigdy nie było okazji, a może nie miałem odwagi aby jej to wyznać, dopiero teraz tutaj w tym szpitalu zdecydowałem się na to, chociaż ona odtrącała mnie za każdym razem, ale nie poddałem się nie mogłem. Od tej pory, kiedy po raz pierwszy przekroczyłem mury tego miejsca obiecałem sobie, że nigdy jej nie opuszczę i nie pozwolę, żeby ktokolwiek zniszczył naszą więź, na której zależało mi jak na niczym innym. Miałem wrażenie, że ona powoli traci wiarę w lepsze jutro i tylko ja staram się jakoś przynajmniej przy niej na to pozytywnie patrzeć. Chyba dzięki temu była taka silna i nie poddała się, bo wie, że ma mnie przy sobie. Wiadomo niektórzy nie zdają sobie sprawy, że ile taka osoba potrzebuje wsparcia. Niestety i w naszym przypadku trafił się taki typ. Szybko pożałował, że się wtrącił. Było to kiedy wyszedłem z sali, bo ona miała kolejne badania. Zobaczyłem go w głębi korytarza ja nie wiem po co on tutaj przyszedł. No na pewno nic dobrego to nie wróży
. - Ja na twoim miejscu bym sobie dał z nią spokój. Po co ci taki problem - przyznam szczerze podziałało to na mnie jak płachta na byka.
 - Problem to ty masz ze sobą gnoju ! - jak on może powiedzieć, że osoba śmiertelnie chora jest problemem. Po co on w ogóle przyszedł do tego szpitala chyba, żeby pośmiać się z cudzego cierpienia. Dlaczego niewinni ludzie muszą cierpieć, a taki dupek ma w życiu wszystko. 
- Ku**a ty to chyba nie równo masz pod sufitem ! - zacząłem krzyczeć. Od kilku dni byłem taki wkurzony, nie mogłem się na niczym skupić liczyła się tylko ona. Miałem ochotę rzucić wszystko i cały czas przy niej siedzieć, albo nie najlepiej to zmienić się z nią miejscami.
 -Odpi***dol się i ode mnie i od niej, bo ci ten krzywy ryj naprostuje ! - dobiegłem do niego i miałem ochotę sprać go i to tak, że nawet tutaj w szpitalu by mu nie pomogli. Obiecałem sobie, że będę o nią walczył do końca i nie pozwolę, żeby taki ktoś o niej źle mówił. Przez chwilę wściekłość zablokowała mi racjonalne myślenie. Nasza awantura trwała w najlepsze. Znaczy ja go tak lałem, że nie miał nawet jak się obronić. Nie będzie taki gnój wpierdzielał się z buciorami w nasze życie. Wtedy do akcji wkroczył facet z ochrony wtedy postanowiłem odpuścić nie ma co tracić czasu na takiego kogoś. Przecież ona mnie bardziej potrzebuje, dlatego wróciłem do jej sali.
*
Każdy z nas w życiu musi podejmować decyzje są takie które podjęcie ich nie zajmuje wiele czasu a odpowiedz znasz już na wstępie, są i takie gdzie aby podjąć jaką kolwiek decyzje potrzeba czasu mnóstwo czasu, a każda decyzja którą podejmiesz w jakimś stopniu Cię dotyka i nie jesteś jej do końca pewny. Są jeszcze decyzję jedyne wyjątkowe, cholernie trudne, ale podejmujesz je z prędkością światła z ogromną pewnością siebie. I chociaż większość osób do okoła je neguje  Twój wybór, każe się zdecydować bo zaważy on na całym Twoim życiu Ty bez wahania mówisz TAK jesteś tego pewny, tak cholernie pewny  jak niczego innego do tej pory. Bo chyba własnie na tym polega miłość, żeby być jej pewnym na dobre i na złe.
Podjąłem decyzje niektórzy mówią, że najtrudniejszą jaką tylko mogłem, ale ja uważałem inaczej to była najlepsza decyzja w moim życiu, gdym miał zrobić to jeszcze raz bez chwili wahania, cienia wątpliwości  nie pragnąłem niczego innego, jak być z nią do końca życia, budzić się każdego dnia obok niej słyszeć " Kocham Cię " z jej ust i widzieć jej śmiech kiedy robisz z siebie idiotę tylko po to żeby zobaczyć jak się śmieje. 
Stałem przed lustrem byłem już prawie gotowy, tylko ostatnie drobne poprawki, denerwowałem się jak cholera, ale to normalne każdy przed takim dniem ma pietra. 
- Teraz jest idealnie -  Mój najlepszy przyjaciel poprawił mi krawat. Denerwowałem się jak cholera ale nie mogłem tego pokazać. - Chodź pewnie już czeka - Poklepał mnie po ramieniu. Weszliśmy do szpitalnej kaplicy, była malutka i przytulna to tutaj tak wiele osób wylewało swoje żale, szukało odpowiedzi na to jedno cholernie ważne pytanie " Dlaczego ja ?". Zauważyłem jej mamę stała uśmiechnięta, już dawno jej takiej nie widziałem tuż obok stało pare naszych najbliższych znajomych, a także Marta jej koleżanka z sali. Zająłem miejsce przed ołtarzem i czekałem niecierpliwie, już po krótkiej chwili ujrzałem jej świadkową, a zarazem najlepszą przyjaciółkę, szła w błękitnej sukience z bukietem lili i orchidei, a zaraz za nią szła ona ze swoim ojcem ją wyglądała jak anioł miała delikatną aksamitną biała sukienkę. Tak dawno nie widziałem tak szczerego uśmiechu na jej twarzy, radość biła od niej już z oddali, kiedy podeszła bliżej po raz pierwszy od tak dawna zauważyłem tą iskierkę w jej oczach tą, którą tak bardzo kochałem, posłałem jej tacie uśmiech i chwyciłem jej dłoń. Po chwili pojawił się Ojciec Kamil, kiedy pierwszy raz pojawiłem się w kaplicy prosić go o ślub nie ukrywał zdziwienia, ale jako jedyny nie pytał nie osądzał tylko wysłuchał i pomógł 
- I że Cię nie opuszczę, aż do śmierci - Wyszeptałem, a jej pliczku znowu spłynęła łza, wiedziałem że jest to łza szczęścia, kontem oka widziałem jej mamę płakała nawet tata uronił łzę, nie mówiąc już o reszcie. Zbliżyłem się do niej i delikatnie pocałowałem, nasz pocałunek był delikatny ale subtelny, oddawał wszystko co do siebie czuliśmy gdybym tylko mógł to porwał bym ją teraz na koniec świata, tak daleko gdzie moglibyśmy być tylko ja i ona, tylko my we dwoje i nikt poza nami. Spojrzałem jej ponownie w oczy uśmiechała się i płakała 
- Kocham Cię - Szepnęła, a ja pocałowałem ją ponownie, tym razem usłyszeliśmy ciche brawa, kiedy tylko oderwaliśmy się od siebie zaczęły się życzenia i prezenty. Nawet męska część gości miała łzy w oczach, każdy z zebranych wiedział jaka jest sytuacja, wiedzieli o wszystkim dzięki mojemu najlepszemu przyjacielowi bo ja nie umiałem o tym rozmawiać, tylko przy nim się otwierałem. Kiedy już wychodziliśmy podszedł do nas lekarz 
- Gratuluje - Uśmiechnął się szczerze, i uściskał nas. Znali mnie już tu prawie wszyscy, w końcu byłem tutaj codziennie. Na początku kiedy powiedziałem o tym jej lekarzowi nie chciał mi w to uwierzyć dopiero po chwili zrozumiał, że nie żartuje i mówię poważnie właśnie wtedy wyznał mi cała prawdę 
- Dziękujemy - Odpowiedzieliśmy równo, obiołem moją świeżo poślubioną żonę w pasie 
- Też mam dla was prezent - Podał nam jaką kartkę
- Naprawdę ? - Powiedzieliśmy równo, po przeczytaniu  pierwszego zdania 
- Wiem, że to tylko jeden dzień jedna noc, ale tylko na tyle mogę pozwolić - Posłał nam znaczący uśmiech 
- Dziękujemy - Podałem mu dłoń, a po chwili chwyciłem miłość mojego życia w ramiona obróciłem się z nią w o koło własnej osi i mocno pocałowałem - Dowodzenia - Rzuciłem szybko i wręcz wybiegłem z nią na rekach z tej kaplicy, a chwile później ze szpitala 
Udało się jak to się mówi pierwsze koty za płoty. Mogliśmy chociaż przez kilka godzin pobyć razem gdzieś poza szpitalem. Postanowiłem wykorzystać ten dzień  tak jakby miał być ostaniami chwilami razem. Musiałem to tak rozegrać, żeby przestała o tym wszystkim myśleć. W głowie miałem mnóstwo pomysłów obawiałem się, że na połowę z nich braknie czasu, ale ona musi czuć tą bliskość. - Jak ja bym chciała, żeby wszystko było normalnie jak dawniej - powiedziała, a po jej bladych policzkach polały się drobne łzy. Miałem ochotę pobeczeć się z nią. Złapałem ją za rękę i mocno przytuliłem. Przynajmniej tak mogłem jej pomóc.
 - Wszystko będzie dobrze- nic innego wtedy nie przychodziło mi do głowy wszystkie słowa brzmiały tak bezsensownie. 
- Boje się - jeszcze nigdy nie widziałem jej takiej przerażonej. Zawsze starała się nie pokazywać po sobie żadnych uczuć, a teraz rozkleiła się jak małe dziecko.
 - Nie myśl o tym. Zamknij oczy. No zamknij nie bój się - powiedziałem i złapałem ją za rękę - Podziałamy teraz wyobraźnią. Wyobraź sobie, że jesteś w krainie wiecznej radości i szczęścia. Wyobraź sobie mnie i ciebie razem na zielonej łące, gdzie jest mnóstwo czterolistnej koniczyny. Wyobraź sobie nad nią wielką różnokolorową tęczę. Wyobraź sobie dużą rzekę, a  w niej wodę jaśniutką i czyściutką, a nad nią bociany nasze piękne polskie bociany. Piękne prawda ? -  zapytałem patrząc prosto w jej oczy, które nawet mimo choroby nie straciły zalotnej barwy.
 - Symbole szczęścia i radości. Jak ja bym chciała znaleźć się w takim miejscu - przez chwilę widać było, że zapomniała o tym wszystkim i się rozmarzyła. Postanowiłem wykorzystać ten moment i zabrać ją w miejsce gdzie zabierała mnie mama gdy miałem doła. Tam zawsze odkąd pamiętam świeciło słońce takie mega pozytywne miejsce. 
- To ja cię porywam- uśmiechałem się serdecznie i delikatnie doprowadziłem do samochodu była taka słaba, że ledwie trzymała się na nogach. Nie mogłem uwierzyć, że z młodej energiczniej kobiety może w kilka tygodni zrobić się wrak człowieka. Najgorsze było to, że nie dało się tego zahamować, a najlepiej byłoby jakby dało się całkowicie ominąć. Musiałem mieć gdzieś z tyłu głowy myśl, że może być gorzej, ale jak narazie starałem się odrzucać tą myśl, za każdym razem gdy tylko nadchodziła. - Usiądźmy tutaj - pomogłem jej usiąść na ławce, z której widać było rozciągający się krajobraz. Rzeka, łąka, a nawet bociany wszystko jak z tej opowieści o szczęściu tylko szkoda, że nie można tego przełożyć na prawdziwe życie...
 - Pięknie naprawdę - widziałem z jakim zainteresowaniem patrzy na to wszystko. Żałuję, że nie pokazałem jej go wcześniej.
 - Jak byłem dzieckiem wierzyłem, że to miejsce ma magiczną moc. Zawsze jak tutaj przyjeżdżałem wszystkie problemy stawały się jakieś mniejsze, a nawet miałem wrażenie, że całkowicie uciekają - ona jednak nic nie odpowiedziała zamknęła oczy i o czymś najwyraźniej myślała. 
- Wyobraziłam sobie nas takich szczęśliwych pod tą lipą - otworzyła oczy i wskazała na stare, duże drzewo, które stało odłogiem od innych drzew. 
- Ono ma magiczną siłę. Mama mówiła, że jest to drzewo zmartwień jak pod nim wyżalisz się ze swoich problemów..ono pomoże ci je rozwiązać - zaprowadziłem pod tą starą lipę i przytuliłem chyba za mocno, bo aż syknęła z bólu. Miałem nadzieję, że tak jak w dzieciństwie moc tego drzewa zadziała i wrócimy do normalności. 
- Chyba działa - uśmiechnęła się delikatnie muskając moje usta. Nadchodził wieczór jednak nam narazie nigdzie się nie spieszyło. Chciałem, żeby te chwile trwały wieczność. Było tak pięknie w końcu przestała ciągle myśleć o przyszłości i o chorobie. Akurat trafiliśmy na spadające gwiazdy. Usiedliśmy na ławce i patrzyliśmy w niebo. Każda chwila z nią poza szpitalem była na wagę złota. Bezcenne..
 - Pomyśl życzenie - kolejny raz tego dnia zmyśliła się, a po jej policzkach spłynęły łzy. 
- Nie płacz na pewno wszystko będzie dobrze - kolejne słowa pocieszenia, kolejne minuty w smutku, kolejne wypłakane łzy to wszystko tak cholernie bolało...tak, że człowiek nie jest w stanie tego wyrazić słowami. 
- Skąd wiesz ? - zapytała patrząc na mnie czerwonymi od płaczu oczami. 
- Gwiazdy mi powiedziały, że jedna silna i piękna kobieta da radę i całkowicie wyzdrowieje - popatrzyłem na nią nalegająco jednak ona spuściła gdzieś na trawę swój wzrok.
 - Chciałbym w to wierzyć, w te tajne moce, ale... ale czasu nie cofniemy i niestety będzie co ma być jeżeli ktoś u góry się o mnie upomni....- widziałem, że muszę jej przerwać tą wypowiedź nie mogłem absolutnie dopuścić do tego, żeby się załamała, ale z każdą chwilą i z każdym jej słowem stawało się to coraz trudniejsze - niestety będę musiała odejść. Obiecuję ci jedno, że zawsze mimo wszystko będę z tobą chociażby duchem, ale będę, bo cię kocham i to się nigdy nie zmieni - wtedy to już całkowicie miałem ochotę się rozkleić. Czułem się jakbym ktoś wbił mi nóż w serce i robił coraz większą dziurę zadając mi przy tym ogromny ból.
 - Nie możesz tak mówić nie pozwolę na to, żebyś ode mnie odchodziła - nie pozostało mi nic innego jak ją tylko przytulić. Co ja mogę innego zrobić jak ona niedługo znowu wróci do szpitala, do tej cholernie ciężkiej rzeczywistości.
*
Mama...wiadomo, że chce, żeby nasze życie było najlepsze i dotykało nas jak najmniej problemów. Jednak ta opiekuńczość nie zawsze wychodzi na dobre te wszystkie porady, przewidywanie przyszłości oparte na kilku faktach nic tylko wpaść w doła. Moja matka chyba łamie wszystkie te normy. Nie potrafię zrozumieć o co jej tak naprawdę chodzi przecież ślubowałem miłość, wierność i że jej nie opuszczę, aż do śmierci, i nawet ona nie będzie w stanie nas rozdzielić.

- Przemyślałeś to wszystko...- zapytała niepewnie starsza kobieta.
- Mamo ja wiem, że ci się to nie podoba, ale ja zdania w życiu nie zmienię. Kocham ją i nic ani nikt tego nie zmieni - uniosłem się, następna osoba, która próbuje zniszczyć nasze szczęście. To, że jest chora nie oznacza, że jest gorsza i nie potrafi dać miłości. Wiem jedno kocham ją i nigdy się to nie zmieni.
- To nie będzie takie łatwe. Ja nie wiem czy ty sobie zdajesz sprawe jaka opieka nad chorą osobą może być trudna - wiedziałem, że tak będzie ona nigdy nie popierała moich wyborów, zawsze była zdania, że jestem lekkomyślny, że nie potrafię sam o siebie zadbać i tylko z jej pomocą radzę sobie jakoś w życiu. Wkurzało mnie to, że mimo upływu lat dalej traktuje mnie jak jakiegoś rozkapryszonego gówniarza.
- Jak się kogoś kocha nie myśli się o takich rzeczach- miałem ochotę wybiec stamtąd jak najszybciej i przestać słuchać o tych bredniach. Dobrze, że ojciec chociaż trochę mnie popierał.. w takich chwilach wsparcie jest na wage złota. Zebrałem się i pobiegłem do niej do szpitala, każda chwila bez niej to czas stracony, przepełniony ogromną tęsknotą.
- Straciliśmy go...ona całkowicie go opętała - popłakała się kiedy mężczyzna odszedł.
- Dorosły jest przecież wie co robi. Nie dramatyzuj młodzi są poradzą sobie - wiedziałem, że ojciec wspiera to co robię już kilka razy mnie o tym przekonał. Szkoda, że matka nie potrafi się z tym pogodzić. Trudno nie można mieć wszystkiego w życiu.
- Nawet ty przeciwko mnie..no idź powiedz mu, że niszczy sobie życie -powiedziała z wyrzutami ona cały czas uważała, że życie z osobą chorą to wyrok...nawet nie zdawała sobie sprawy jak sie myli.
- Pójdę, ale nie po to. Powiem mu, że dobrze robi, że byłby dupkiem gdyby się wystraszył w takiej chwili- wkurzył się najwyraźniej i jemu przeszkadzało to do czego dąży moja matka. W sumie to miałem gdzieś co o mnie myśli, jak jej się nie podoba to niech zapomni, że kiedykolwiek miała syna.
 Wszedłem do szpitala, już nie mogłem się doczekać kiedy ją zobaczę widziałem ją wczoraj wieczorem, ale dla mnie to jak wieczność. Od naszego ślubu mija juz drugi tydzień a moja mama  nadal robi mi jakieś wyrzuty. Dobrze, że ona tego nie słyszy na pewno zabolało by ją to.  Wszedłem do sali Marta siedziała na łóżku była wyjątkowo smutna tego dnia dopiero kiedy weszłem głębiej zrozumiałem dlaczego moja żona leżała na łóżku była blada i bardzo słaba jak nigdy przedtem, podszedłem do niej szybko 
- Cześć kotuś - Ucałowałem ją delikatnie, ona jak tylko mnie zobaczyła lekko się uśmiechnęła 
- Cześć, kiepsko się dziś czuję - Powiedziała cicho, była smutna - Już nie mogłam się Ciebie doczekać - Chwyciła mnie za rękę 
- Też tęskniłem - Usiadłem obok - Może pójdę po lekarza - Gładziłem jej dłoń 
- Nie trzeba - Lekko się uśmiechnęła - Wiesz przypomniałam sobie jak się poznaliśmy - Spojrzała mi w oczy 
- Zakochałem się od pierwszego wejrzenia i to na zabój - Pocałowałem jej dłoń - I na zawsze 
- Zawsze był z Ciebie taki czaruś - Zaśmiała się cicho 
- I za To mnie kochasz 
- Kocham, i zawszę będę kochać - Przerwała na chwilę - Wiesz, ze jesteś wszystkim najlepszym co spotkało mnie w życiu - Patrzyła na mnie, lekko się uśmiechając. 
- Ja Ciebie też Skarbie, nic piękniejszego nie mogło nam się przytrafić - Musnąłem jej usta 
- Szkoda tylko, że to wszystko trwać będzie tak krótko - Spojrzała na mnie smutno 
- Skarbie o czym Ty mówisz - Nie nawiedziłem tych rozmów, kiedy tylko zaczynała tak mówić miałam ochotę krzyczeć że pieprzy bezsensowne głupoty bo przecież zaraz wszystko się skończy, jednak gdzieś z tyłu głowy wiedziałem, że może mieć racja ta świadomość zabijała mnie od środka. Gdybym tylko mógł bez wahania zamienił bym się z nią miejscami byle by znowu zobaczyć jej uśmiech i to jak się śmieje 
- Kochanie ja umieram - Przerwała na chwilę nie miała siły, już nie raz widziałem ją w takim stanie i potem było lepiej tak będzie i teraz- I doskonale o tym wiemy - Jej wzrok był taki smutny i pusty 
- Nie umierasz, słyszysz zrobię wszystko abyś była zdrowa znajdę dla nas ratunek - Przy takich rozmowach łzy same cisnęły mi się do oczu, ale nie mogłem pokazać jej mojej słabości nie teraz nie w takim momencie
- Dla mnie nie mam już ratunku - Po jej policzkach spłynęły łzy - I doskonale o tym wiemy oboje - Nachyliłem się nad nią i zcałowałem jej każdą łzę 
- Zabraniam Ci tak myśleć - Stałem tuż obok niej trzymając ją za rękę - Zobaczysz nie długo wyjdziemy stąd oboje i już nigdy tu nie wrócimy - Uśmiechnęła się lekko - Pamiętasz tę noc poza szpitalem - Na samą myśl się uśmiechnęła a jej oczy zabłysły - Przecież spadające gwiazdy spełniają marzenia, a ja mam tylko jedno marzenie żebyś była zdrowa i wszystko było jak dawniej. - Patrzyłem jej prosto w oczy 
- A moim marzeniem było, abyś ułożył sobie życie i był szczęśliwy kiedy mnie już nie będzie - Po tych słowach moje serce rozpadło się na milion kawałków, kochała mnie tak bardzo, że jedyne czego pragnęła to, żebym był szczęśliwy nawet jak jej już nie będzie
- Kotek tylko z Tobą jestem i będę szczęśliwy. I nie ma życia bez Ciebie słyszysz pokonamy to wszystko razem - Starałem się nie uronić łzy 
- Kocham Cię i zawszę będę kochać - Wyszeptała 
- Jesteś całym moim światem. Kocha Cię - Pocałowałem ją delikatnie ale namiętnie, jak by to miał być nasz ostatni pocałunek 
- Nie zapomnij mnie - Wyszeptała a jej uścisk nagle osłab, moje serce się zatrzymało, zacząłem krzyczeć wołać o ratunek. Nagle na sali pojawili się lekarze, wyprowadzili mnie i Martę na korytarz, staliśmy tam tacy bezradni nie mogąc nic zrobić ona nic nie mówiła chyba wiedziała że nie ma tutaj odpowiednich słów, i miała rację nie ma i nie będzie nikt chyba nie znalazł słów aby wyrazić co teraz czuje. Modliłem się w duchu prosiłem Boga, aby mi jej nie zabierał niech weźmie mnie nie ją. Nie wiem ile to wszystko trwało nagle z sali wyszedł jej lekarz, nie powiedział nic tylko pokręcił głową. W tej sekundzie moje życie legło w gruzach niczym ten pieprzony domek z kart, którego nie da się odbudować, zjechałem po ścianie ukryłem twarz w dłoniach, nagle poczułem ciężar na swoim ramieniu, Marta oparła o mnie głowę przez ten czas zaprzyjaźniły się, spojrzałem na nią po moim policzku płynęły łzy, ona też płakała, obiołem ją ramieniem, oboje potrzebowaliśmy teraz wsparcia. Nie musieliśmy nic mówić ona wiedziała doskonale jak się czuje, co myślę. Zamknąłem oczy zobaczyłem ją stała taka uśmiechnięta szeptała, że Kocha mnie ponad wszystko  i własnie  taką ją zapamiętam już na zawszę jako piękną i uśmiechniętą kochającą życie. A nasza pierwsza i ostatnia wspólna noc będzie najpiękniejszym wspomnieniem, tym o które będę dbał, jak o nic innego. Zresztą każda chwila, każdy moment z nią jej najpiękniejszym wspomnieniem wartym więcej niż wszystkie skarby świata i będę je pielęgnował każdego dnia. 
*
Ostatni czas był dla mnie najgorszym co mogło mnie spotkać, nie umiałem funkcjonować normalnie, każdego dnia pragnąłem aby to bym tylko jakiś sen, że obudzę się a ona będzie tuż obok mnie. Ale nie to nie jest sen to pieprzona rzeczywistość. A teraz stoję nad jej grobem, stoję i żegnam ją na zawszę już nigdy nie usłyszę jak mówi, że mnie kocha że jest nam razem cudowni, każdego dnia wspominam ten nasz dzień tą naszą noc spadające gwiazdy i moje życzenie była wtedy taka słaba a jednak pragnęła żyć, żyć obok mnie i być tak blisko mnie. Nie potrafię bez niej funkcjonować, podobno czas leczy rany ale ja w to nie wierzę, jak dla mnie on tylko przyzwyczaja do tego bólu i uczy nas z nim żyć, a co jeśli ja nie chce tak żyć bo nie umiem nie potrafię, każdy dzień bez niej jest jak wieczność szara ponura wieczność, w której nie potrafię się odnaleźć, już nawet alkohol nie koi tego bólu, chociaż gdybym potrafił się upić może zapomniał bym chociaż na chwilę, ale nawet tego nie potrafię, czuje się jak by była gdzieś obok i za każdym razem kiedy próbuje się ubić ona wyrywała mi tą cholerną butelkę i jakąś magiczną mocą powodowała, że nie jestem w stanie wypić już ani kropli. Podszedłem do tego dołu do którego przed chwilą opuścili trumnę "Kocham Cię Skarbie" Szepnąłem i wrzuciłem jasno różową lilie, odgłos ziemi opadającej na wieko trumny zapamiętam na zawszę, odgłos rozpadającego się serca. 
*
 5 lat właśni tyle minęło od kiedy ostatni raz byłem tutaj we Wrocławiu, wyjechałem jakiś miesiąc po jej śmierci nie potrafiłem tutaj żyć funkcjonować, codzienne wizyty na cmentarzu stawały się coraz trudniejsze, a jednak nie potrafiłem tam nie chodzić nie siedzieć do zmroku. Pierwsze co zrobiłem pojechałem do niej na cmentarz, cały czas był pełen kwiatów wyjechałem, ale nie zapomniałem o niej raz w tygodniu zamawiałem kwiaty lilie i orchidea które tak kochała takie same jak były na naszym ślubie, a nasz wspólny przyjaciel zanosił je na jej grób, nie zapomniałem o niej i nigdy nie zapomnę byłą wszystkim najpiękniejszym co mi się przytrafiło - Kocham Cię Skarbie - Wyszeptałem kładąc kwiaty na jej grobie po czym odszedłem. Skierowałem się do niej rodziców, miałem nadzieje że nie mają do mnie żalu, że wyjechałem odciąłem się od nich, ale nie potrafiłem inaczej musiałem wyjechać musiałem to zrobić tutaj wszystko ja przypominało tutaj nie umiałem żyć bez niej. Zapukałem nie pewnie po chwili w drzwiach pojawiła się jej mama zmieniła się bardzo postarzała się z tej rozpaczy, mimo to nadal była tą samą piękną kobietą tak bardzo podobną do niej, rozpoznałem ją bez problemu 
- Synku to Ty - Przywitała mnie z otwartymi ramionami, tak jak wtedy kiedy pierwszy raz pojawiłem się tutaj na obiedzie niestety bez niej, zaprosiła  mnie do środka, kiedy siedzieliśmy w salonie czułem, ze to wszytko do mnie wraca, te wspomnienia ten cały pieprzony ból- Chce żebyś wiedział, że my z tatą nie mieliśmy nigdy do Ciebie żalu o tej wyjazd, wiemy że było i jest Ci ciężko - Uśmiechnęła się do mnie 
 - Dziękuje - Posłałem jej uśmiech - Postanowiłem wrócić 
- Cieszymy się - Położyła mi rękę na kolanie - Mogę Cię o coś zapytać ? 
- Tak - Spojrzałem na nią była taka do niej podobna widziałem w jej oczach moją żonę 
- Ułożyłeś sobie życie? Jesteś szczęśliwy? Wiesz, że chcemy Twojego szczęścia
- Nie, bez niej nie umiem żyć i być szczęśliwy  była i zawszę będzie dla mnie najważniejsza - Zamknąłem oczy, a przed nimi pojawiła się ona była piękna jak zawsze uśmiechnięta jak wtedy kiedy ją poznałem -  ten czas który mieliśmy  dla siebie nie był długi, ale był najpiękniejszym okresem w moim życiu, każda chwila spędzona z nią jest na wagę złota cenniejsza niż wszystkie skarby świata, żałuje tylko jednego że tak późno powiedziałem jej że ją kocham 
- Nasza córka nie mogła trafić lepiej - Jej ojciec położył mi rękę na ramieniu - Byłeś jej całym życie nawet za nim byliście razem 
- To ja nie mogłem trafić lepiej - Popatrzyłem przed siebie - Kocham ją i nigdy nie zapomnę 
*
Pojechałem do miejsca gdzie spędziliśmy ostatnie wspólne chwile. Do tego magicznego miejsca, gdzie niby miały skończyć się problemy. Usiadłem na tej ławce, na której oglądaliśmy spadające gwiazdy zamknąłem oczy i próbowałem chociaż we wspomnieniach ją przywołać to jedyne co mi po niej zostało i nikt mi tego nie zabierze. 
- Jak mi ciebie brakuje ! - zacząłem krzyczeć- Nie potrafię żyć bez ciebie !- mimo upływu lat nadal tęskniłem do niej chciałem, żeby była tutaj przy mnie, usłyszeć jej głos, przytulić, a nawet pocałować. - Kocham cię- pogładziłem ręką nasze wspólne zdjęcie, z którym nigdy się nie rozstawałem. Na tym zdjęciu było tyle szczęścia...jaka ona była piękna tęsknię za jej oczami, uśmiechem, tymi delikatnymi rękami. Tyle radości dawały nam wspólne patrole, a jeszcze więcej chwile spędzone razem po pracy. Jednak nadszedł dzień, w którym ktoś postanowił zabrać nam to wszystko. Nigdy się z tym nie pogodzę. Nigdy o niej nie zapomnę. Nigdy... nigdy nic nie będzie takie samo. - Pamiętaj, że cię kocham. Niedługo dołączę do ciebie.... i znowu będziemy szczęśliwi tak jak dawniej. Obiecuje -  wyszeptałem przytulając zdjęcie, zawsze próbowałem nie pokazywać emocji wtedy popłynęły mi łzy, cholerne łzy rozpaczy, które doprowadziły mnie do podjęcia ostatecznej decyzji. Decyzji, która zakończy moje cierpienie.
"Wiem, że nic jej życia nie wróci.Taka kolej rzeczy człowiek się rodzi, żeby potem umrzeć właśnie nadeszła chwila żeby zakończyć tą nieszczęsną wędrówkę zwaną życiem. Sami wiecie jak mi było ciężko bez niej. Wierzę w to, że po śmierci się spotykamy i będziemy szczęśliwi tak jak dawniej. Miłość odebrała mi wszystko racjonalne myślenie, a w pewnym momencie nawet normalne życie, z którym chciałem, a raczej chcę skończyć, aby dołączyć do niej. Nadeszła chwila pożegnania.. pożegnania na zawsze. Nie płaczcie tak jak ja rozpaczałem za nią tylko wspominajcie mnie, bo to jest najcenniejsze. Wiedzcie, że nie zrobiłem tego z głupoty tylko postradałem przez nią zmysły. Wiem, że wielu z was mnie nie zrozumie... trudno tutaj o to nie chodzi, bo człowiek nie jest w stanie zrozumieć takiego silnego uczucia jakim jest miłość. Cieszcie się życiem tak jak ja nie mogłem tego robić. Moje serce przestało już bić na zawsze i nikt tego nie zmieni. Do zobaczenia po drugiej stronie.
Razem z rodziną Karoliny podjęliśmy decyzję, że Mikołaja pochowamy razem z nią przynajmniej tyle teraz mogliśmy zrobić dla nich. Wiecznie młodych i wiecznie zakochanych dwójki ludzi, którzy przez chorobę starcili wszystko....


8 komentarzy:

  1. Boże ale piękna jest ta miniaturka. W sumie był taki smutny Happy Ending ����

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo poruszające ❤ Ale poproszę coś weselszego, bo to za smutne ��❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne opowiadanie, aż się popłakałam... 💟 Czekam na więcej takich (może troche weselszych ) dzieł sztuki😊💖

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie opko Zarazem piękne ale smutne . I wisicie mi chusteczki boo takie piękne opko ze bez chusteczek się nie obyło . Czekam na kolejne weselsze z happy endem .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Happy End o co Ty nas posądzasz? To nie ta Bajka co nie szwagierka heheh, a chusteczki to rozliczymy w kosztach :D

      Usuń
    2. No właśnie my, aż takie szalone nie jesteśmy..bez przesady 😁

      Usuń
  5. Mi też widzicie chusteczki. Ja do szkoły niedługo A mam całe czerwone od płaczu oczy i policzki. No co mam zrobić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi Państwo nie zwraca za chusteczki :D Jedyne co możemy to obiecać, ze następnym razem postaramy się jeszcze bardziej :)

      Usuń